Łukasz Groszak, tak jak zresztą spora grupa jego kolegów, po rocznej „banicji” w I lidze w poprzednim sezonie wrócił do Futsal Ekstraklasy. Dla niego nie był to najlepszy sezon w karierze, ale też nie ma powodów do narzekań.
- Byliśmy chimeryczną drużyną. Potrafiliśmy z każdym wygrać, ale też z każdym przegrać. Myślę, że w tej drugiej rundzie zabrakło nam sił. Do tego doszły jeszcze kontuzje i kartki. To powodowało, że przegrywaliśmy lub remisowaliśmy. Na szczęście jesienią zdobyliśmy 20. punktów i nie musieliśmy drżeć o utrzymanie. Myślę, że jak na beniaminka, te szóste miejsce to przyzwoity wynik – ocenia Łukasz Groszak.
Mogło być jednak lepiej, gdyby zespół w końcowej fazie rozgrywek zdobył kilka punktów więcej. Zabrakło motywacji, przekonania czy wiary w tych ostatnich pojedynkach?
- Już na trzy kolejki przed końcem wiedzieliśmy, że zajmiemy miejsce w środku tabeli. Może to nas trochę uśpiło. Niestety, ja nie mogłem zagrać w tych ostatnich meczach, bo miałem problem z dłonią. Szkoda, że kolegom nie udało się wygrać, szczególnie w tym ostatnim meczu, bo zawsze byłby milej zakończyć sezon zwycięstwem – analizuje bramkarz Nbitu
Po pierwszych kilku meczach wydawało się, że gliwiczanie będą rozdawać karty w ekstraklasie. Bywały jednak momenty całkowitej zapaści.
- Było kilka takich słabszych spotkań, kiedy to cała drużyna grała źle, ode mnie począwszy na rezerwowych kończąc. Trudno to jakoś sensownie tłumaczyć, bo za dwa tygodnie graliśmy inny futsal – kręci głową „Grochu”.
Choć Nbit miał w składzie doświadczonych i ogranych zawodników broniących, to stracił dużo bramek. Co było tego przyczyną?
- W futsalu nie można dzielić zawodników na obrońców i napastników. Jednocześnie na boisku przebywa czterech graczy z pola, więc każdy jest obrońcą, pomocnikiem i napastnikiem jednocześnie. Całą drużynę rozlicza się ze straconych bramek. Jeśli chodzi o grę w defensywie, to mieliśmy ekspertów w swoich fachu. Tak się jednak złożyło, że bywały mecze w których to hurtem traciliśmy gole. Ja też mam parę na sumieniu, ale tak to po prostu wyszło – stwierdza Grochu.
Były też chwilę radości, a nawet euforii, po wygranych meczach, choćby z późniejszymi medalistami Pogonią i Gattą.
- To były ważne zwycięstwa. Na pewno pomagało nam to psychicznie, bo po takich meczach wiedzieliśmy, że stać nas na dobrą grę. Dlaczego tak się działo, że z nimi przekonywująco wygrywaliśmy, a nie potrafiliśmy pokonać np. AZS Katowice, które spadło. Myślę, że nawet trenerzy nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć, a tym bardziej ja – ocenia zawodnik.
źrodło: Biuro prasowe Nbit Gliwice