Nbit Gliwice po raz pierwszy w swojej historii zagościł w Futsal Ekstraklasie. Wielu obserwatorów tej odmiany futbolu twierdziło jednak, że Nbit beniaminkiem nie jest, bo w składzie tej drużyny większość zawodników występowało już na tym szczeblu rozgrywkowym, co więcej nie brak było nawet medalistów mistrzostw Polski
- Częściowo można się z tym zgodzić, a częściowo nie. Mieliśmy grupę ogranych zawodników na tym poziomie, ale gdy zaczęły się kontuzje, potem doszły kartki, wchodzili debiutanci i różnie to wyglądało. Jedni radzili sobie lepiej, inni gorzej – analizuje Sebastian Wiewióra.
Z czasem o drużynie z ul. Partyzantów 25 zaczęto mówić, że jest najbardziej nieprzewidywalnym zespołem w lidze. Gliwiczanie potrafili gładko przegrać w jednym meczu, by później odnieść spektakularne zwycięstwo.
- Trudno mi znaleźć na to właściwe określenie. Na pewno był to sezon nieprzewidywalny, pełen zaskakujących wyników, chimeryczny w naszym wykonaniu. Były mecze, po których wszyscy wpadaliśmy w euforię, a były też takie, po których należałoby zapaść się pod ziemię i nie pokazywać na mieście – ocenia trener Nbitu.
W trakcie sezonu jednak często pojawiało się określenie beniaminek, a miało to związek włąsnie z brakime powtarzalności w grze i wynikach
- Ja mimo wszystko się z tym nie zgadzam. Nasze problemy zaczęły się od kontuzji Śmiałkowskiego. Potem trudno już było ustabilizować skład. Było dużo rotacji, co przekładało się na wynik. Prosze zwrócić uwagę jak gra Gatta. Tam jest 6,7 zawodników, którzy znają się doskonale, grają na pamięć, trenują ze sobą od lat i mają wynik. Mimo wszystko więc, nie doszukiwałbym się przyczyn tej chimerycznej gry w fakcie, ze byliśmy beniaminkiem – zaznacza Sebastian Wiewióra.
Dlaczego Śmiałkowski był tak ważny?
„Śmiały” od momentu, kiedy do mnie dołączył był kreowany na lidera, a na dodatek, choć to młody jeszcze zawodnik, to już ograny w ekstraklasie. Jest to jeden z lepszych rozgrywających w Polsce młodego pokolenia. Nie udało się go zastąpić nikim z drużyny. Nie mieliśmy potem lidera - przekonuje szkoleniowiec Nbitu.
Po rundzie jesiennej na koncie Nbitu było jednak 20 punktów. Gdyby po przerwie zimowej udało się podwoić ten wynik, to gliwiczanie walczyliby o medale.
- Pierwsza runda była niezła w naszym wykonaniu. Zawodnicy chcieli się pokazać po awansie, wszyscy się starali. Potem bywało już z tym różnie. Jesienią mieliśmy też w drużynie zawodnika, który potrafił zrobić różnicę. To był Dewucki. W rundzie rewanżowej, jak wiemy - częściej pauzował niż grywał i brakowało takiego zawodnika, który potrafiłby wziąć na siebie ciężar gry.
„Pompon” okazał się najlepszym strzelcem w zespole, ale z drugiej strony złapał najwięcej żółtych kartek, czego efektem były aż cztery opuszczone mecze. Z czego to wynikało?
Grałem w Futsal kilkanaście lat i nie pamiętam, aby w jakieś drużynie zawodnik miał aż tyle kartek. Trzeba się nad tym dobrze zastanowić. Myślę, że 30% kartek wynikało z walki, kolejne ze zwyczajnej głupoty,a trochę też z braku odpowiedniej motoryki. „Pompon” musi zgubić parę kilogramów, jeśli chce należąc doczołowych zawdoników tej ligi, bo papiery na granie to ma.
cdn.
źródło: Biuro prasowe Nbit Gliwice
Foto: M. Duśko